Chloé Harrouche

Warto mieć własną tożsamość. Nigdy nie odniesiesz sukcesu, jeśli będziesz naśladować innych.

Tekst: Maja Von Horn
Zdjęcia: Chloé Harrouche
Zdjęcie główne: Laura Friedli

Dzięki wyjątkowemu podejściu do francuskiego stylu Chloé Harrouche zyskała dużą publiczność na Instagramie, zbudowała własną markę odzieżową i zdobyła szacunek branży mody. Paryżanka z krwi i kości, konsultantka do spraw mody i ikona ulicznego stylu. Chloé jest zabawna, charyzmatyczna i nie lubi nosić nudnych ubrań. Nam opowiada, jak odnieść sukces jako influencerka i które ubrania najskuteczniej dodają pewności siebie.

Maja von Horn: Zawsze interesowałaś się modą?

Chloé Harrouche: Moja mama prowadziła sklep z ubraniami dla dzieci, jako mała dziewczynka spędzałam tam sporo czasu. Nikt w mojej rodzinie nie interesował się modą, ja na początku też nie za bardzo. Byłam dziwnym dzieckiem – najchętniej nosiłam się na czarno. Dorastając w latach 80. i 90., miałam – oczywiście – lalki Barbie. Ponieważ wszystkie ich ubranka były różowe, szukałam czarnych materiałów i sama szyłam lalkom czarne stroje. Pamiętam, że u Barbie przerażały mnie wszechobecny róż i brokat. W późniejszym okresie kupowałam dużo żurnali i tam szukałam dla siebie inspiracji. Marzyłam o pracy w modzie, ale nie miałam pojęcia, jak się do tego zabrać, bo to ogromna branża. Próbowałam studiować projektowanie, a potem podjęłam pracę w magazynach modowych, w dziale promocji. Nie było to dla mnie idealne zajęcie, ale dzięki temu zdobyłam cenne doświadczenie. Potem, krok po kroku, pracowałam dla modowych marek jako konsultantka.

M.V.H.: Wszystko się zmieniło, gdy w 2015 roku założyłaś na Instagramie konto pod nazwą @LoulouDeSaison.

C.H.: Zaczęłam to robić spontanicznie, dla zabawy. Chciałam się podzielić swoimi pomysłami, wyrażać siebie i pokazywać stylizacje za pomocą nowego medium. Na początku publiczność była mała, ale stopniowo przybywało obserwatorów. Mimo że Paryż od zawsze jest stolicą mody, to – gdy zaczynałam – z luksusowymi markami i projektantami współpracowały głównie dziewczyny ze Skandynawii. Francuzki były bardziej popularne w branży beauty albo wśród komercyjnych marek.

Chloé Harrouche Chylak Zurnal 2
Chloé Harrouche Chylak Zurnal 3

M.V.H.: Co dla ciebie – jako początkującej influencerki – było wtedy największym wyzwaniem?

C.H.: Konfrontacja ze światem prasy. Teraz dziennikarze są już przyzwyczajeni do naszej obecności, nie mogą udawać, że nie istniejemy. Ale na początku (influencerom) było naprawdę trudno – nie traktowano nas poważnie, nie byliśmy postrzegani jako profesjonaliści, którzy wykonują swoją pracę. Nie byłam już wtedy żółtodziobem, miałam dwójkę dzieci, byłam matką, która chce wyrażać swoją osobowość. Siedząc obok dziennikarzy na pokazach mody, czułam, że muszę się bronić i usprawiedliwiać przed nimi swoją obecność, bo ukończyli wszystkie potrzebne szkoły. Ale powoli zaczęli mnie akceptować.

M.V.H.: Co trzeba zrobić, by osiągnąć sukces na Instagramie?

C.H.: Trzeba chcieć coś przekazać, mieć coś do powiedzenia. Nie można po prostu zdecydować: „Teraz będę influencerem” – to tak nie działa. Warto mieć własną tożsamość. Nigdy nie odniesiesz sukcesu, jeśli będziesz naśladować innych. Nie chodzi o udostępnianie marek, lecz udostępnianie swojej wizji. Ludzie zapominają, że to prawdziwa praca i – jak wszędzie – także tu trzeba harować, by odnieść sukces.

M.V.H.: Skąd wzięła się nazwa Loulou?

C.H.: To imię mojej córki, mój talizman. A także od Loulou de la Falaise – gdy dorastałam, podziwiałam tę projektantkę. Uwielbiam kobiety z wyraźną osobowością, które nie boją się jej okazywać.

M.V.H.: Trzy lata temu założyłaś własną markę odzieżową Loulou Studio. Czy to naturalna konsekwencja dużej popularności w mediach społecznościowych?

C.H.: Zakładanie własnej marki, jeśli nie ma się nic do powiedzenia, to zły pomysł. Zawsze byłam bardzo wybredna, gdy chodzi o jakość, materiały czy krój. Musiałam również wziąć pod uwagę marki luksusowe, z którymi współpracuję – nie mogłam pozwolić sobie na to, by je zdyskredytować, wprowadzając na rynek produkty kiepskiej jakości. Wiedziałam jednak, że sama nie podołam wyzwaniu. Moim wspólnikiem został więc mój życiowy partner. Pracuje w tej branży od ponad 20 lat, ma wszystkie potrzebne kontakty do szwalni czy dostawców tkanin oraz wiedzę, której potrzebowałam. Z kolei moją domeną są koncepcja artystyczna i stylizacja, więc każde z nas wnosi inne wartości. Często mówimy, że Loulou Studio to nasze trzecie dziecko.

M.V.H.: Czym wasza marka różni się od innych?

C.H.: Robimy rzeczy, których nie mogłam znaleźć na rynku. Są proste, ponadczasowe, można je nosić często, ale nie są nudne. Gdy kupujesz coś w Loulou Studio, chcę, żebyś była w tej rzeczy zakochana, żebyś czuła motyle w brzuchu. To nie może być po prostu czarny kaszmirowy sweter – powinien mieć jakieś detale, które sprawią, że będzie bardziej ekscytujący. Jestem pracującą matką, więc było dla mnie bardzo ważne, by projektować dla równie zajętych kobiet w każdym wieku: jakościowe, łatwe do noszenia ubrania, które założysz rano bez konieczności zastanawiania się, co z czym połączyć. Można w nich odwieźć dzieci do szkoły, pójść na służbowy lunch, a na wieczorny koktajl dodać tylko pomadkę i obcasy. Symbolem Loulou Studio jest muszla – coś bardzo naturalnego, organicznego, ale jednocześnie dającego schronienie. Lubię myśleć, że moje ubrania mogą ochraniać kobietę.

Chloé Harrouche Chylak Zurnal 4
Zobacz torebkę
Chloé Harrouche Chylak Zurnal 5

M.V.H.: W jakim stroju czujesz się najbardziej pewna siebie?

C.H.: Choćby w takim, jaki mam teraz na sobie, to mój typowy uniform w ciągu tygodnia: żakiet z Loulou Studio – prosty, ale o unikalnym kroju. Inspiracją była tu dla mnie Lady Di, pewnie dlatego, że namiętnie oglądałam serial „The Crown”. Do tego dobry T-shirt, porządne spodnie, złote kolczyki, torebka Chylak – i jestem gotowa.

M.V.H.: Torebki Chylak nosisz już od kilku lat, za co najbardziej je lubisz?

C.H.: Charakteryzują się bardzo dobrą jakością – im częściej je nosisz, tym bardziej je doceniasz. Mamy z Chylak podobną wizję mody, kreujemy coś mocnego, ale jednocześnie ponadczasowego. Zakochałam się w ich nowej kolekcji Moiré – potrafią osiągnąć równowagę. Te projekty nie są zbyt agresywne i zbyt modowe, ale nie są też nudne. Uwielbiam dużą torebkę Hobo – mogę w niej zmieścić cały mój dobytek. Bardzo też lubię kopertówkę Poduszeczkę – jest kobieca, szykowna, ale nie nazbyt dziewczęca. Nie przepadam za dziewczęcymi rzeczami, jestem raczej chłopczycą. Jednak potrzebuję takich dodatków jak ta miękka kopertówka, by ludzie nie myśleli, że jestem małym chłopcem. Poduszeczka jest idealna zarówno na dzień, jak i na wieczór, można w niej zmieścić mnóstwo rzeczy. Często też noszę paski Chylak, są bardzo łatwe do stylizacji.

Chloé Harrouche Chylak Zurnal 6
Chloé Harrouche Chylak Zurnal 7
Zobacz torebkę

M.V.H.: A czego paryżanka nigdy by nie założyła?

C.H.: Chodzi o równowagę. Francuzka nigdy nie założy zbyt wielu rzeczy na raz. Jeśli zrobisz sobie włosy, to nie rób mocnego makijażu. Jeśli założysz sukienkę i obcasy, nie rób włosów. Dziewczęce sukienki nosimy tylko z płaskimi butami itd. Paryżanki są dość zachowawcze. Noszą dżinsy, biały T-shirt i marynarkę – nie ma w tym nic odważnego. Lubię patrzeć na dziewczyny z innych krajów, które mają własny styl. Preferuję bardziej odważne rzeczy, może dlatego, że sporo podróżowałam i widziałam, jak noszą się dziewczyny za granicą. Nie lubię nudnych ubrań.

M.V.H.: Mieszkałaś kiedykolwiek gdzie indziej niż w Paryżu?

C.H.: Nie, wychowywałam się na przedmieściach, w domu z ogrodem, w okolicy przyjaznej dla rodzin. Ale gdy tylko dorosłam, przeprowadziłam się do centrum, aby być blisko kin, restauracji i teatrów. Jestem jak gąbka, wchłaniam energię miasta. Teraz mieszkam w dzielnicy Saint-Germain-des-Prés, więc jeśli chcę iść do kawiarni, wybieram Café de Flore. Wiem, że to bardzo cliché, ale ja to lubię. Unikam tego miejsca tylko podczas fashion weeków i w weekendy, bo wtedy jest tam zdecydowanie za dużo ludzi. Ale gdyby ktoś chciał, bym poleciła ciekawe miejsca w Paryżu, mam tylko jedną radę: trzeba się… zgubić! To najlepszy sposób na odkrycie miasta. Wyłącz telefon, otwórz oczy i rozejrzyj się.

M.V.H.: Za co najbardziej lubisz Paryż?

C.H.: Za styl życia, my to nazywamy art de vivre. Ludziom tu się nie spieszy, czasem nawet za bardzo im się nie spieszy… Ale ja też to lubię! Po pracy idzie się na aperitif, później do restauracji na kolację. Francuzi wydają dużo pieniędzy na dobre jedzenie i wino. Umieją cieszyć się życiem.

M.V.H.: Co jest największym wyzwaniem dla ciebie jako pracującej matki?

C.H.: Znalezienie równowagi. Weekendy spędzam z dziećmi. Ważne, by mieć dla nich wtedy jeszcze jakąś energię. Ale nie chcę być tylko mamą, lubię swoją pracę. Wymaga to dobrej organizacji. Jesteśmy ciągle oceniane: nie przyszła na przedstawienie w przedszkolu, nie obchodzą jej dzieci, za dużo pracuje; jeśli zajmuje się dziećmi, to jest nudna itd. Dlatego stworzyłam Loulou Studio – oferuję ubrania, które mogą trochę pomóc kobietom w ich codziennym życiu. To moja ambicja.

Chloé Harrouche Chylak Zurnal 8
Zobacz produkt
Chloé Harrouche Chylak Zurnal 9

Ulubione miejsca Chloé w Paryżu

Restauracje:

  1. Chez Georges
  2. Piero TT

Muzea:

  1. Atelier Brancusi
  2. Centre Pompidou

Kawa:

  1. Café de Flore
  2. 100% Arabica

Kwiaty:

  1. Castor Fleuriste
Czytaj dalej
Karla Gruszecka
Rozmowy
Moda powinna dawać wytchnienie.
Close navigation