Lotta Nieminen

Okazało się, że spokojniejszy rytm pozwala mi słyszeć własne myśli.

Tekst: Hania Karadimov
Zdjęcia: Ilkka Saastamoinen

Projektantka Lotta Nieminen ma w swoim portfolio wszystko – od znaczków pocztowych, przez logo luksusowego sklepu internetowego Moda Operandi, po tło google’owego kalendarza. Po kilku latach pracy dla prestiżowych agencji kreatywnych w Nowym Jorku zdecydowała się otworzyć własne studio. Niezależnie od tego, czy ilustruje książkę kulinarną dla dzieci, czy tworzy witrynę sklepową dla Hermèsa, stara się nie myśleć o skali i prestiżu projektu, bo taka presja potrafi być paraliżująca. Projekt to projekt. „Podchodzę do każdego zadania z podobną uwagą i rozwagą, niezależnie od tego, czy zleca je duża, znana marka, czy znacznie mniejsza”. I jak wielu innych ma syndrom oszusta: „Pochodzę z Finlandii – trudno nam powiedzieć, że jesteśmy w czymś dobrzy, to tkwi w naszym DNA”.

„Doznania estetyczne przynoszą mi dużą satysfakcję – niezależnie od tego, czy oglądam wypracowane dzieło sztuki, czy coś, na co natknęłam się przypadkiem.”

Ozu Vignettes

Szkice zainspirowane filmami Yasujirō Ozu

Hania Karadimov: Gdzie teraz jesteś?

Lotta Nieminen: W Paryżu. Choć ostatni rok spędziliśmy z mężem między Paryżem a Nowym Jorkiem, pandemia sprawiła, że jesteśmy bardziej tu niż tam.

H.K.: Wszyscy siedzimy zamknięci w domach. Powiedziałaś kiedyś, że szukasz inspiracji, odchodząc od biurka. Czy jest to teraz uciążliwe?

L.N.: I tak, i nie. Musiałam nauczyć się szukać inspiracji w inny sposób. Oglądamy z mężem dużo starych i nowych filmów, zamówiłam mnóstwo różnych ciekawych książek, np. monografię holenderskiego grafika Karla Martensa, namiętnie oglądam też filmy japońskiego reżysera Yasujirō Ozu. Jego zdjęcia są niewiarygodnie czarujące, uważnie zaaranżowane. Gdy wiosną ogłoszono ścisły lockdown i nie wychodziliśmy nawet na spacer, wymyślałam sobie nowe zajęcia, jak ręczne rysowanie małych obrazków i scen z jego filmów. Musiałam zacząć zwracać się do wewnątrz, by odejść od biurka i komputera, co okazało się ciekawym doświadczeniem. Myślałam, że inspiracja przychodzi do mnie, gdy dużo się dzieje naokoło, ale okazało się, że spokojniejszy rytm pozwala mi słyszeć własne myśli. Tempo mojej pracy spowolniło – ale to dobrze, bo ja też spowolniłam. Nie potrafię już tworzyć tak szybko jak kiedyś. Nie spieszy mi się, co jest miłe.

H.K.: Jesteś teraz w Paryżu, przez wiele lat mieszkałaś w Nowym Jorku, no i – oczywiście – w Helsinkach. Motyw miasta często pojawia się w Twoich pracach, jak np. w książce dla dzieci Walk This World. W jaki sposób czerpiesz inspiracje z tych różnych miejsc?

L.N.: To jest coś, co na ogół lepiej się widzi, nabrawszy trochę dystansu – dotyczy to zresztą wielu aspektów życia. Nie wydaje mi się, by mój styl był bardzo fiński, nowojorski czy paryski, ale myślę, że dużo lepiej zrozumiałam moją fińskość dopiero po tym, gdy się stamtąd wyprowadziłam. Z kolei teraz, będąc daleko od Nowego Jorku, widzę, jak duży wpływ miało na mnie to miasto. Ale nie sądzę, by ewidentnie objawiało się to w mojej pracy. Mam na myśli raczej sposób myślenia i cele, które sobie stawiam.

Nie cierpię narodowych stereotypów, jeśli chodzi o design, ale fiński styl kojarzy się jednak z prostymi kształtami, wyrazistymi liniami, porządkiem – i w moich pracach coś z tego jest. Oczywiście to klisza, nie dotyczy całości fińskiego designu, ale rozpoznaję w swoich pracach tamten rodzaj minimalizmu i bezpośredniości.

A Nowy Jork wniósł do mojej pracy kolor. Od zawsze się nim fascynuję. Kiedyś używałam go głównie w działalności ilustratorskiej. Wypracowałam wtedy styl, który opierał się na kolorze i detalu – w przeciwieństwie do mojego designu, który był bardziej prosty i stonowany. Ale mój dłuższy pobyt w Nowym Jorku sprawił, że zaczęło się to przenikać. Myślę też, że używam więcej koloru w projektowaniu graficznym, bo zaczęłam ograniczać pracę ilustratorską.

H.K.: Odchodzisz od ilustracji, bo chcesz, czy dlatego, że dostajesz takie, a nie inne projekty?

L.N.: Chcę, i zresztą myślałam o tym od jakiegoś czasu – trudno mi się do tego przyznać nawet przed samą sobą. Nie zamierzam zupełnie zerwać z ilustrowaniem, nie jest to definitywna decyzja. We wcześniejszych etapach kariery czułam, że styl ilustratorski rozwijał się u mnie z każdym projektem, co sprawiało, że moja praca była ciekawa i wymagająca.

Ale po pewnym czasie moje ilustracje stały się tak wystylizowane, że zaczęło mnie to ograniczać. Nie miałam przestrzeni, by robić cokolwiek innego, niż realizować ten konkretny styl. Przestało mi to sprawiać radość i satysfakcję czerpane z pracy, która rozwija. Chciałam mieć więcej czasu na projektowanie, bo czułam, że w tym jeszcze idę do przodu. Odłożyłam więc ilustrowanie na bok. Ale zauważyłam, że zaczęłam używać elementów ilustracji w projektowaniu, i to w zupełnie innym stylu, niż robiłam to wcześniej.

Projekt wystawy Lotty
Projekt wystawy Lotty
LN-WORKS-03

H.K.: Chcę jednak porozmawiać o Twojej pracy ilustratorskiej. Stworzyłaś piękne, fajne książki dla dzieci, jak seria Cook in a Book. Projektujesz też dla marek, które robią produkty dla dzieci, jak Maisonette. Skąd wiesz, co dzieciom będzie się podobać?

L.N.: Nie mam własnych dzieci, więc myślę o rzeczach, które w dzieciństwie sprawiały mi radość. Uwielbiałam wtedy książki Tove Jansson, zwłaszcza obrazkową Książkę o Mimbli, Muminku i Małej Mi z okienkami. Była pięknie wykonana i wydrukowana. Dziecko nie wie, czy coś jest dobrze zaprojektowane, ale patrząc z perspektywy czasu, uważam, że to cudowne, iż coś tak przemyślanego powstało pod kątem dzieci. To, że w dzieciństwie byłam zaznajomiona z pięknymi przedmiotami, w pewnym sensie mnie ukształtowało. Chcę, by książki dla dzieci były zabawowe i rozwijające. Ważne jest dla mnie, by treści dla dzieci nie były głupkowate, tylko dlatego, że są przeznaczone dla dzieci, ale też – by były ładnie zaprojektowanym przedmiotem. Chcę, żeby podobały się także rodzicom, bo to właśnie oni będą czytać je na okrągło, 30 razy z rzędu.

H.K.: Pochodzisz z artystycznej rodziny. Czy Twoi rodzice przywiązywali wagę do tego, jak wykonane były książki, które wybierali dla Ciebie i Twojego rodzeństwa?

L.N.: Myślę, że to była mieszanka. Na pewno dawali nam też książki mniej przemyślane – i byliśmy nimi zachwyceni. Choć nie mieliśmy specjalnie wyselekcjonowanej domowej biblioteki, poczucie estetyki było dla rodziców bardzo ważne. Mama, która jest artystką, zawsze pilnowała, byśmy mieli porządne przybory do rysowania. Gdy wracałam do domu z przedszkola, czekały już na mnie czyste kartki i zatemperowane ołówki. Mama sprawdzała, czy flamastry mają tusz. Wydawałoby się, że dzieciom na tym nie zależy, ale uważam, że dobre przybory czy narzędzia to bardzo ważna sprawa.

H.K.: Powiedziałaś kiedyś, że zajęłaś się grafiką i ilustracją, bo specyficznie postrzegasz świat. Co to znaczy? Czy są rzeczy, które dostrzegasz tylko Ty?

L.N.: Nie wydaje mi się, bym miała wyjątkowy talent czy umiejętność – my, Finowie, nie jesteśmy w stanie powiedzieć o sobie nic dobrego, to tkwi w naszym DNA. Ale są rzeczy, na które lubię patrzeć i które lubię podziwiać. Bezustannie zwracam uwagę na światło, kolor, kształt i teksturę. Są dla mnie jak dźwięki. Nie jestem synestetką, ale tak jak większość ludzi nie potrafi zignorować głośnego dźwięku, tak mi trudno zignorować kolor. Bez przerwy wypatruję tych jakości i zauważam je, bo sprawiają mi radość. Doznania estetyczne przynoszą mi dużą satysfakcję – niezależnie od tego, czy oglądam wypracowane dzieło sztuki, czy coś, na co natknęłam się przypadkiem.

H.K.: W swoim portfolio masz bardzo szeroki zakres produktów i marek – zaprojektowałaś promocyjną torbę dla zespołu muzycznego, etykiety na wino, poduszki, książki, puszkę do kawy, oprawę graficzną dla Google’a. Opierasz się na jednej filozofii projektowania czy każdy projekt traktujesz indywidualnie?

L.N.: Najwięcej inspiracji przychodzi do mnie, gdy pracuję w wielu dyscyplinach. Taka różnorodność to nieodłączny aspekt mojej pracy. Najlepszym przykładem jest to, co stało się z moją pracą ilustratorską: mój warsztat był coraz lepszy, bardziej wyrafinowany, ale to dlatego, że cały czas robiłam coś podobnego. Jednak bardziej niż warsztat ciekawi mnie świeży punkt widzenia, a to znacznie łatwiej osiągnąć, gdy każdy projekt jest inny. To niesłychanie inspirujące, zwłaszcza gdy robię coś, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Pierwszy sklep internetowy mojego projektu wyglądał dość koszmarnie, ale jednocześnie było w nim coś świeżego. Nie znałam zasad, nie wiedziałam, że coś powinno wyglądać dokładnie tak, a nie inaczej. Dzięki temu mogłam podchodzić do tego trochę jak dziecko i przywiązywać mniejszą wagę do zasad.

Lotta's Doodles

Rysunki Lotty ze wczesnego dzieciństwa

Lotta Nieminen dla Moda Operandi
Branding dla Moda Operandi
Lotta Nieminen dla Moda Operandi 2
Lotta Nieminen dla Moda Operandi 3
Lotta Nieminen dla Moda Operandi 4

H.K.: Porozmawiajmy o Twojej pracy dla Google’a i Facebooka. Stworzyłaś oprawy graficzne, z którymi codziennie stykają się miliony ludzi – niezależnie od tego, czy je zauważają, czy nie. Traktujesz takie projekty inaczej?

L.N.: Staram się podchodzić do wszystkiego z podobną uwagą i rozwagą. Rozmiar firmy nie ma tu znaczenia. Jeśli skupiałabym się na skali projektu, paraliżowałoby mnie to. Mój syndrom oszusta bardzo łatwo się uruchamia, więc staram się o tym nie myśleć. Czasem, gdy zaczynam projekt, szybko odnoszę wrażenie, że stoję na krawędzi. Myślę wtedy: „Im się wydaje, że ja się do tego nadaję?”.

H.K.: Który z Twoich projektów był wymarzony?

L.N.: Ostatnio był to rebrand dla firmy Moda Operandi. Jestem świetnie zaznajomiona z tą marką, kupowałam ich rzeczy. Zaskoczyło mnie, że pozwolili mi użyć tyle koloru! Zwłaszcza że był to moment, gdy wiele sklepów internetowych szło w monochromatyczność. Część tego projektu stanowiła czcionka na zamówienie, o czym od dawna marzyłam.

H.K.: Moda Operandi to marka luksusowa, tak jak Hermès – firma, z którą także współpracowałaś. Czym dla Ciebie jest luksus i jak się pracuje dla luksusowych marek?

L.N.: Design jest wówczas priorytetem, bo dodaje produktowi wartości. Jeśli marka sprzedaje coś za wyższą cenę, łatwiej uzasadnić potrzebę wyrafinowanego design’u, w którym dba się o szczegół – zarówno w drukowanych materiałach, gdzie tekstura i jakość stają się jeszcze ważniejsze, jak i w wersji online. Wszystko musi sprawnie działać.

Lotta Nieminen Maison d'Etto
Branding i projekt perfum dla Maison d'Etto
MDE-03

H.K.: Rozpoczęłyśmy rozmowę od pandemii, chciałam zakończyć innym ważnym i aktualnym tematem – globalną konfrontacją z rasizmem. Wypowiadałaś się już kiedyś o inkluzywności w Twojej branży, więc chciałam spytać, co powinno się zmienić w świecie designu, jeśli chodzi o różnorodność i właśnie inkluzywność?

L.N.: Cieszę się, że o tym wspominasz. To bardzo istotne, by przyznać, że w branży designerskiej istnieją podświadome uprzedzenia. Przez wiele lat pytano mnie, jak to jest być kobietą w designie. Z brakiem równowagi płci w designie dopiero zaczynamy się mierzyć. To samo w sobie jest smutne, ale ta dyskusja musi być znacznie szersza. Mniejszości muszą być widocznie reprezentowane – niezależnie od tego, czy mówimy o płci, czy rasie. Jak powiększyć grono projektantów, by włączyć do niego przedstawicieli wszystkich mniejszości?

Oczywiście nie mogę mówić z punktu widzenia osoby dyskryminowanej z powodu rasy, ale dla mnie – jako kobiety – jest ogromnie ważne, by właśnie kobiety zajmowały w branży wysokie pozycje, tak jak to było w agencjach, w których pracowałam w Nowym Jorku: Pentagram i RoAndCo. Widziałam tam kobiety na wysokim szczeblu, co pomogło mi uwierzyć w siebie i w to, że zasługuję, aby być tu, gdzie jestem.

W designie jest zdecydowanie za mało czarnych projektantów. Zwracam na to szczególną uwagę. W modzie, np. wśród modelek, widzimy coraz większą różnorodność. Ale w równym stopniu powinniśmy się skupić na tym, co dzieje się za obiektywem. Jak osiągnąć podobną różnorodność wśród fotografów i producentów? Sama mam na pewno mnóstwo braków, analizuję je od paru lat. Ale nie wiem, jak osiągnąć postęp, bo sama muszę się jeszcze wiele nauczyć. Jednak często o tym myślę.

Lotta Nieminen
Lotta Nieminen

Ulubione akcesoria biurowe Lotty

  1. Notatnik Midori MD (Blank/Cotton)
  2. Długopis Pigma Micron 04
  3. Markery Tombow Dual Brush Pen
  4. Nożyczki Allex Matte Black Stainless Steel
  5. Ołówek Ohto Sharp 2.0
Czytaj dalej
Maria Karpińska
Książki to niezawodne antidotum na stres związany z przytłaczającą sytuacją wokół.
Close navigation