Maria Jeglińska-Adamczewska

Marzy mi się, żeby polski dom można było wyposażyć całkowicie w produkty polskich marek.

Tekst: Maja von Horn
Zdjęcia: Piotr Maciaszek

Gdy w 2008 roku magazyn „Wallpaper*” umieścił ją w rankingu najbardziej obiecujących młodych talentów, kariera na Zachodzie była dla niej na wyciągnięcie ręki. Po skończeniu studiów na prestiżowej ECAL w Lozannie Maria Jeglińska-Adamczewska zdobywała doświadczenie pod okiem sław światowego dizajnu: w Galerie Kreo w Paryżu, u Konstantina Grcicia w Monachium i u Alexandra Taylora w Londynie. A potem niespodziewanie wróciła do Polski.

Obecnie – poza projektowaniem mebli, oświetlenia czy przedmiotów użytkowych – jest kuratorką wielu wystaw poświęconych dizajnowi w Polsce i na świecie, a także dyrektorką artystyczną targów Arena Design w Poznaniu, gdzie promuje nie tylko polskich projektantów, lecz także rodzimy przemysł meblarski. Jej prace pokazywano na najważniejszych międzynarodowych wystawach i targach dizajnu, w tym Salone del Mobile w Mediolanie, London Design Festival, paryskim Centre Pompidou czy londyńskiej Barbican Art Gallery. Maria Jeglińska-Adamczewska współpracuje z takimi markami, jak: Ligne Roset, Vitra, 1882 Ltd., Kvadrat, Trame Paris, a w Polsce m.in. z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, hotelem Autor Rooms czy firmą meblarską Plato.

AutorRooms-vase4-photo©BasiaKuligowska&PrzemekNieciecki 02

Vase Man, Autor Rooms, 2018
Zdjęcie: Pion Fotografia

Maria Jeglinska Table
Ahec x Benchmark x Design Museum, 2020, zdjęcie David Cleveland

Maja von Horn: Nad czym teraz pracujesz?

Maria Jeglińska-Adamczewska: W trakcie pandemii wzięłam udział w projekcie „Connected” zainicjowanym przez Stowarzyszenie Handlowe Amerykańskiego Przemysłu Drewna Liściastego (American Hardwood Export Council), które zajmuje się promocją drewna pochodzącego z drzew rosnących w Stanach, takich jak czerwony dąb, klon i wiśnia. AHEC często organizuje różne przedsięwzięcia podczas Festiwalu Designu w Londynie, współpracuje wtedy z dizajnerami z Europy. W tym roku zaproszono dziewięciu projektantów – każdego z innego kraju – w tym mnie. Nasze prace, których wykonawcą jest marka Benchmark, zostaną wystawione w Muzeum Designu w Londynie.

M.v.H.: Jak wygląda twoja praca podczas pandemii?

M.J.A.: Nie mogę pojechać do Benchmark w Wielkiej Brytanii, więc wszystkie spotkania odbywamy online. Poza tym nie różni się to specjalnie od mojej pracy na co dzień, bo zazwyczaj i tak odbywa się daleko od miejsca produkcji. W ramach „Connected” zaprojektowałam bardzo prosty stół i krzesło z drewna wiśniowego. To było na początku pandemii, teraz zrobiłabym to już zupełnie inaczej. Ale dobrze, że udało się uchwycić ulotny nastrój tamtego okresu.

Podczas lockdownu wiele osób doświadczało potrzeby powrotu do najprostszych fizycznych czynności: pieczenia chleba, pielęgnowania ogrodu, gotowania. Ja również poczułam potrzebę prostoty. Zdjęłam z projektu wszystkie niepotrzebne warstwy i zostawiłam tylko to, co niezbędne, by krzesło było krzesłem, a stół stołem – nic więcej.

Jako materiał wybrałam wiśnię, bo ma bardzo ładne usłojenie i piękny ciepły kolor. Dzisiaj niewielu projektantów po nią sięga – nie dlatego, że jej brakuje czy jest droga, lecz dlatego, że modne są dąb i jesion. 20 lat temu często wykorzystywano klon i właśnie wiśnię. Takie inicjatywy to świetny sposób na promocję lokalnego drewna.

M.v.H.: Jak wyglądają najprostsze krzesło i stół w twoim wykonaniu?

M.J.A.: Oparte są na formie łuku. Zależało mi, by nie dominowały w przestrzeni, lecz stanowiły tło dla codziennego funkcjonowania. Interesuje mnie tworzenie przedmiotów pomiędzy architekturą a meblarstwem. Chciałam, aby krzesło dawało poczucie bezpieczeństwa, by obejmowało, gdy na nim siedzisz. Chyba wszyscy szukamy poczucia bezpieczeństwa w czasie pandemii.

M.v.H.: Swoją pracownię, Biuro Projektowania i Badań (Office for Design & Research), założyłaś osiem lat temu w Londynie. Dzisiaj mieszkasz i pracujesz w Warszawie. Na czym polega konceptualno-badawcza strona twojej pracy?

M.J.A.: Poza projektowaniem i usługami zajmuję się szeroko pojętymi badaniami nad dizajnem: od rysunku, który stanowi dla mnie formę poszukiwania, po rozmaite projekty kuratorskie, w których biorę udział. Pierwszym z nich był Festiwal Designu w Łodzi w 2012 roku – pełniłam wówczas funkcję kuratorki i projektantki aranżacji wystawy „Punkty Widzenia / Punkty Siedzenia”. Praca merytoryczna nad przygotowaniem wystawy przekłada się później na przedmioty, które projektuję. Z kolei w 2016 roku – na zaproszenie Instytutu Adama Mickiewicza – byłam współkuratorką i projektantką Polskiego Pawilonu na pierwszym London Design Biennale.

MJA PATT 2 200731 002
Patterny Awangarda, 1920-2020

M.v.H. Poza zleceniami od firm, instytucji czy muzeów masz w portfolio projekty, które sama zainicjowałaś. Najnowszym z nich jest „Awangarda – Patterny 1920-2020” stworzony tego lata.

M.J.A. To projekt zrealizowany dzięki trzymiesięcznemu stypendium Ministerstwa Kultury „Kultura w sieci”, który miał na celu pomoc w czasie pandemii artystom i projektantom z różnych dziedzin. Nie było narzuconego tematu, chodziło o to, by zrobić coś, co można oglądać w internecie.

M.v.H. Skąd pomysł na serię wzorów inspirowanych polską awangardą?

M.J.A. Z jednej strony zainspirował mnie Polski Pawilon na Międzynarodową Wystawę Sztuk Dekoracyjnych i Wzornictwa w Paryżu z 1925 roku. Drugą inspirację stanowiła grupa architektów i plastyków Praesens, która działała dokładnie w tym samym czasie, ale na przeciwnym biegunie, jeśli chodzi o założenia i tematykę. Polski Pawilon powstał w kontrze do panującego wówczas trendu odrodzeniowego, nowych technologii, modernizmu. Jego twórcy promowali polskość, prezentując motywy ludowe. Założenia Praesens były dużo bliższe Bauhausowi. Porównanie tych dwóch grup wydało mi się bardzo ciekawe, pewnie obie byłyby nim oburzone.

M.v.H. Z inspiracji tymi nurtami powstały twoje wzory – patterny.

M.J.A. W Polskim Pawilonie z 1925 roku pojawiło się wiele wariacji na temat trójkąta. Główną salę tamtego pawilonu ozdobiła malarka Zofia Stryjeńska – jest coś bardzo ciekawego w sposobie, w jakim upraszczała formy, niemal do geometrycznych. Odbijam się od tych motywów i kolorów – i tworzę własne wzory.

M.v.H. Jak wygląda twój proces projektowania?

M.J.A. Najczęściej zależy od klienta i konkretnego zamówienia. Ostatnio pracowałam dla nowej polskiej marki Plato. Zaczęło się od projektowania systemów garderoby i akcesoriów do niej, ale później projekt się rozwinął – doszły meble do przechowywania. Świat szaf jest bardzo konserwatywny. Chciałam wyjść poza utarte schematy i trochę go odświeżyć. Motyw przewodni stanowiło szkło ryflowane – jego struktura, wyżłobienia, trójwymiarowość, odczucia, jakie daje w dotyku.

M.v.H. Niedawno projektowałaś też dywany dla francuskiej marki Trame Paris.

M.J.A. To bardzo ciekawa inicjatywa. Markę Trame założyli Franko-Marokańczycy, jej projekty eksplorują rzemiosło basenu Morza Śródziemnego. Pierwsza kolekcja poświęcona jest Maroku. Zaprojektowałam do niej ceramikę oraz dywany i narzuty ręcznie tkane tradycyjną berberyjską techniką. Nowe wersje kolorystyczne dywanów będą dostępne jesienią w paryskim domu towarowym Le Bon Marché oraz w sprzedaży internetowej.

M.v.H. Jak do ciebie trafili?

M.J.A. Poprzez Valentinę Ciuffi, założycielkę mediolańskiej agencji Studio Vedet, dyrektorkę artystyczną tego projektu. Wybrali trzy dizajnerki – Włoszkę, Szwajcarko-Francuzkę i mnie. Przez rok pracowaliśmy nad samymi kolorami, zresztą ten proces trwa nadal. Zabrano nas do marokańskiego miasteczka w górach Atlas, byśmy zobaczyły, jak berberyjskie kobiety tkają dywany. Robią to w swoich domach, dzięki czemu mogą jednocześnie zajmować się rodziną. Rozmiar dywanu często zależy od wielkości ich pokoju.

„Dobry projektant jest w stanie zaprojektować wszystko, to DNA tego zawodu.”

M.v.H. Projektujesz meble, oświetlenie, przedmioty użytkowe, dywany, a także wnętrza. Czy jest coś, czego byś się nie podjęła?

M.J.A. Chyba nie. Dobry projektant jest w stanie zaprojektować wszystko, to DNA tego zawodu. Nauczyłam się tego w pracowniach w Paryżu, Monachium i Londynie, gdzie pracowałam, zanim założyłam własne studio. Do każdego zlecenia podchodzę z innej perspektywy niż specjalista w konkretnej dziedzinie. Staram się podważać status quo danej typologii czy materiału, odświeżać myślenie o nim. To odróżnia projektanta od rzemieślnika. Dzięki temu cały czas się uczę: nowych materiałów, technik, sposobów współpracy z różnymi markami. Raz dostaję gotowy brief z konkretnymi wytycznymi, zaś innym razem współpraca opiera się na dialogu i wtedy opracowuję brief wspólnie z klientem.

M.v.H. Tę wszechstronność zawdzięczasz również szkołom, które kończyłaś?

M.J.A. Z pewnością tak. Najpierw studiowałam we Francji. Tam się urodziłam [w Fontainebleau pod Paryżem – red.], w Paryżu spędziłam całe dzieciństwo. Potem, gdy na początku lat 90. rodzice postanowili wrócić do Polski, chodziłam do francuskiej szkoły w Warszawie. Jednak jako nastolatka nie umiałam się odnaleźć w Polsce. Przeprowadzka z Paryża do Warszawy w 1991 roku – miałam wtedy osiem lat – była dla mnie szokiem kulturowym, to jak przejście z filmu kolorowego do czarno-białego.

Maria-Jeglinska Entwine-banket 01
Narzuta Entwine, Trame, 2020 Zdjecie: Pim Top
Maria-Jeglinska Entwine-rug 01
Dywan Entwine, Trame, 2020. Zdjecie: Pim Top

M.v.H.: Czym zajmują się twoi rodzice?

M.J.A.: Poznali się w Paryżu. Mama studiowała rzeźbę na tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych. Tata jest wydawcą, prowadził nad Sekwaną polską księgarnię.

M.v.H.: Mama jest czynną rzeźbiarką?

M.J.A.: Nie, mam czworo młodszego rodzeństwa, więc zajmowała się domem i pomagała tacie w wydawnictwie. Dzięki temu, że rodzina mamy jest rozsiana po całym świecie, mogłam podróżować – to duże szczęście.

M.v.H.: Po maturze wróciłaś do Francji.

M.J.A.: Tak. Zrobiłam roczny kurs przygotowawczy do studiów, który pomaga zbudować potrzebne dossier. Nie dostałam się do paryskiej szkoły ENSCI, o której marzyłam, za to trafiłam do Szkoły Sztuk Pięknych i Wzornictwa w Reims, gdzie studiowałam przez trzy lata. Wielu tamtejszych wykładowców pracowało dla grupy Memphis. Kładli duży nacisk na rysunek, na poszukiwanie i eksplorowanie tematu za pomocą rysunku. O ile trudno dziś rozpoznać typ projektowania po tropie geograficznym, o tyle dość łatwo rozpoznać francuską metodologię projektowania – myślenie przez rysowanie.

Skończyłaś również projektowanie przemysłowe w prestiżowej ECAL w Lozannie. Był to dwuletni kurs magisterski. Nauczyłam się wtedy samodzielnej pracy na własny rachunek. Nie prowadzono tam tradycyjnych zajęć, mieliśmy do dyspozycji jeden wspólny pokój, sami musieliśmy sobie narzucać zakres pracy i się zorganizować. Na początku jest to trudne, ale później, po szkole, bardzo przydatne. Mogliśmy też uczestniczyć w warsztatach, współpracując z różnymi markami i projektantami. Po pierwszym roku wyjechałam na roczne praktyki do Nowego Jorku.

M.v.H.: W jakiej pracowni?

M.J.A.: U szalonej pary nowojorczyków. On był Rosjaninem, ona Amerykanką, tworzyli Boym Partners Studio. Później wróciłam do Szwajcarii, a po studiach wyjechałam na kolejne praktyki do paryskiej Galerie Kreo, która produkuje meble w limitowanych edycjach i skupia się na pracy konceptualno-badawczej.

M.v.H.: Odbyłaś też praktyki u Konstantina Grcica w Monachium i Alexandra Taylora w Londynie. Co było dla ciebie najważniejszą lekcją?

M.J.A.: U Konstantina nauczyłam się zadawać odpowiednie pytania na początku każdego projektu i dobierać konkretne narzędzia do jego realizacji. Zrozumiałam, że jako projektant nie definiuję się poprzez medium, tylko poprzez metodologię, która pozwala mi pracować z każdym obiektem.

M.v.H.: Czym jest dla ciebie dobrze zaprojektowany przedmiot?

M.J.A.: Nie lubię, gdy przedmioty forsują mnie do pewnych zachowań. To, co masz w domu, powinno być przedłużeniem twojego ciała, niczym proteza.

M.v.H.: Do czego przedmioty mogą nas forsować?

M.J.A.: Na przykład iPhone. Bardzo prosta forma, ale dużo zbędnych funkcji, typu miarka. Jeszcze parę lat temu uważano, że im więcej funkcji w jednym przedmiocie, tym lepiej. A ja lubię, gdy krzesło jest krzesłem, stół stołem, a telefon telefonem. Oczywiście wpływa na to technologia – każda epoka ma przedmioty, które ją definiują.

M.v.H.: A wazon? Projektuje je chyba każdy, kto ukończył wzornictwo przemysłowe, ty również.

M.J.A.: Wazon jest świetnym przedmiotem do eksplorowania różnych konceptualnych pomysłów, idei formalnych. Wszyscy to robią na studiach.

M.v.H.: Istnieje coś takiego jak źle zaprojektowany wazon?

M.J.A.: Nie, to bardzo subiektywne. Panują różne mody, instagramowe trendy, są kolory, po które chętniej się dzisiaj sięga. Jeśli chodzi o przedmioty użytkowe, to rynek sam weryfikuje, czy coś jest dobrym projektem, czy nie – czy odniesie komercyjny sukces. Ale na to składa się nie tylko projekt, lecz przede wszystkim sposób promocji i dystrybucji. Bo nawet jeżeli zrobisz superprojekt, a marka ma słabą dystrybucję i marketing, sukcesu nie będzie.

MariaJeglinska Portable-Walls ©Robert-Swierczynski T
MariaJeglinska Portable-Walls ©Robert-Swierczynski 01
Portable Walls, Muzeum Sztuk Stosowanych w Budapeszcie, 2019 Zdjecie: Robert Świerczyński

M.v.H.: Projektowałaś dla wielu znanych marek. Który z tych projektów odniósł największy sukces komercyjny?

M.J.A.: Dopiero zaczynam, to długa droga. Najdłużej są w produkcji stoliki, które zaprojektowałam dla Ligne Roset. Ale jeśli chodzi o sukces komercyjny, jeszcze za wcześnie na odpowiedź.

M.v.H.: A twoja praca dla Vitry?

M.J.A.: Zaprojektowałam dla nich „Portable Landscape” (przenośny krajobraz). To akcesoria do domu – stoliki, stołki i donice – zainspirowane czterema żywiołami: wodą, ogniem, ziemią i powietrzem. Ten projekt powstał w efekcie badań, które przeprowadziłam przed pandemią, więc dziś mogą być już nieaktualne. Wynikało z nich, że do 2050 roku dwie trzecie ludzkości będzie mieszkało w miastach, nasz kontakt z naturą stanie się jeszcze bardziej ograniczony. Chciałam więc przybliżyć człowiekowi naturę i jej żywioły, stąd „przenośny krajobraz”. Na razie powstały prototypy, nie wdrożono ich jeszcze do produkcji.

M.v.H.: Co jest najtrudniejszego w tym zawodzie?

M.J.A.: To bardzo trudny rynek, dużo trudniejszy niż kiedyś. Dlatego tak wielu projektantów decyduje się dziś na własną produkcję, zakładają swoje marki. Trudniej też nawiązać współpracę ze znanymi producentami, a nawet jeśli się uda – trudno z tego wyżyć, bo pieniądze pochodzą z tantiem ze sprzedaży. To system współpracy, który powstał we Włoszech po II wojnie światowej, gdy wszystko trzeba było tworzyć od nowa, a liczba projektantów była niewielka. Dzisiaj projektant to bardzo popularny zawód, dość łatwo można zaprezentować swoje prace w mediach, ale nie przekłada się to na kwestie ekonomiczne i liczbę zleceń. Już podczas studiów ostrzegano nas, że to ciężki kawałek chleba.

M.v.H.: Rozważasz w związku z tym własną produkcję?

M.J.A.: Jeszcze pięć lat temu powiedziałabym, że absolutnie nie. Ale dzisiaj coraz częściej o tym myślę. Na pewno nie chciałabym jednak rezygnować ze współpracy z markami – bardzo to lubię, bo dużo się przy tym uczę, mam styczność z zagadnieniami, których sama nigdy bym sobie nie narzuciła, poznaję wiele interesujących osób.

M.v.H.: Dlaczego po tak świetnie zapowiadającej się karierze międzynarodowej zdecydowałaś się wrócić do Polski?

M.J.A.: Przyjechałam pod koniec 2011 roku, bo w Londynie, gdzie wtedy mieszkałam, nadal mocno odczuwalny był kryzys z 2008 roku. Nie chciałam wracać do Polski, ale dziś okazuje się, że była to bardzo dobra decyzja. Nasz kraj nie znajduje się na tym samym etapie rozwoju, co Zachód, jest tu jeszcze bardzo dużo do zrobienia, rynek mocno się rozwija. Polska to jeden z największych producentów mebli na świecie, wiele zachodnich marek wytwarza u nas swoje produkty. Mam nadzieję, że coraz więcej rodzimych zakładów będzie decydowało się na założenie własnych marek.

Pełnię funkcję dyrektorki artystycznej targów Arena Design w Poznaniu, których celem jest wspieranie polskiego rynku, byśmy przestali być kojarzeni jedynie jako „made in Poland”. Chodzi o to, by propagować polski dizajn, tak jak Skandynawia – poprzez meble – promuje swój. Wierzę, że możemy stworzyć silną polską markę, jeśli nasi producenci mebli zmienią podejście na bardziej autorskie. Wiem, że nad Wisłą mam do odegrania większą rolę niż na Zachodzie. Tam takich osób jak ja jest mnóstwo, a tutaj czuję, że mogę mieć realny wpływ na zmiany. Marzy mi się, byśmy za kilka lat mogli wyposażyć polski dom całkowicie w produkty polskich marek.

Maria Jeglinska
Maria Jeglinska 2
Czytaj dalej
Ola Niepsuj
Wywiady
Czasem udaje mi się przekonać wydawcę książki dla dzieci, żeby burmistrzem miasta była kobieta, czy, żeby chłopiec bawił się w gotowanie, a nie w wyścigi samochodowe.
Close navigation