Monica Ainley de La Villardière

Doceniam trendy i nie ma nic złego w ubieraniu się tak jak one podpowiadają, ale nigdy się na nich nie skupiam. Wolę wybierać to, co odpowiada mi osobiście.

Tekst: Maja Von Horn
Zdjęcia: Asia Typek

Influencerem można być na różne sposoby. Jest podstawowe „ja zakładam, ty kupujesz” i wszyscy bierzemy w tym udział. Ale jest też prawdziwe oddziaływanie: na sposób myślenia, sposób życia. To jest coś, co istnieje od zawsze. Z tą tylko różnicą, że teraz wszyscy jesteśmy przyklejeni do naszych telefonów – mówi dziennikarka modowa Monica Ainley de La Villardière, Kanadyjka w Paryżu, znana zarówno ze swobodnego stylu, jak i ciętego poczucia humoru.

Maja von Horn: Dorastałaś w Toronto, ale od kilku lat mieszkasz w Paryżu. Czemu zdecydowałaś się na przeprowadzkę do Europy?

Monica Ainley de La Villardière: Toronto to niesamowite miasto o wysokim standardzie życia. Wielu ludzi chce tam mieszkać – i zupełnie ich rozumiem. Jestem bardzo dumna z bycia Kanadyjką, ale europejski styl życia zawsze bardziej do mnie przemawiał. Miałam to szczęście, że przez lata dużo podróżowałam, co pomogło mi się otworzyć na różne możliwości. Część mojej rodziny pochodzi z Wielkiej Brytanii, a ja przeprowadziłam się tam jako 18-latka, bo wybrałam studia na Uniwersytecie Edynburskim. Studiowałam literaturę angielską i język francuski, a na trzecim roku wzięłam udział w wymianie studenckiej. W ten sposób trafiłam na paryską Sorbonę. Potem wróciłam do Edynburga na studia licencjackie, a następnie przeprowadziłam się do Londynu, by zrobić magistra z dziennikarstwa. Moje życie tak się poukładało, że nie wróciłam już do Toronto. Czuję się bardzo szczęśliwa i zadomowiona w Paryżu. Jest w tym mieście coś, co kocham – takie je ne sais quoi [sama nie wiem, co – red.].

chylak-monica-2
chylak-monica-3
Zobacz produkt

M.V.H.: Podczas studiów dziennikarskich odbyłaś staż w brytyjskim „Vogue’u”. Czy tak zaczęła się twoja kariera w modzie?

M.A.: Nie, zaczęła się, gdy byłam jeszcze dzieckiem! Moja babcia June Ainley kochała modę – właśnie dzięki niej zdałam sobie sprawę, że moda może być sposobem na karierę. Zawsze uwielbiałam też dziennikarstwo i komunikację, więc pomyślałam, że fajnie byłoby powiązać te dwie kwestie. Moja babcia była modelką; najpierw pracowała u Hardy’ego Amiesa w Londynie, a tuż po wojnie – w paryskim domu mody Madame Carven. W tamtych czasach modelki nie biegały z jednego pokazu na drugi, lecz reprezentowały konkretny sklep. Siadały z klientkami na herbatę, by mogły one zobaczyć, jak w codziennych sytuacjach zachowują się ubrania, które chciały kupić. Później wyszła za Kanadyjczyka, mojego dziadka, i przeprowadziła się do Montrealu, gdzie mieszkała przez resztę życia. Funkcjonowała tam jako ikona mody, słynęła ze swojego stylu. June była bardzo, bardzo angielska, ludzie w Kanadzie uważali ją za niezwykle elegancką. Kanada pod wieloma względami jest wspaniała, ale moda nie jest jej raison d’être [racja bytu, cel istnienia – red.]. Ma najpiękniejszą przyrodę, nowoczesne miasta, świetne jedzenie. Można ją porównać z Australią, tylko że jest tam zimno.

M.V.H.: Często inspiruje cię moda męska. Czy dla twojej babci też była ważna?

M.A.: Tak, moda męska z pewnością była częścią jej minimalistycznego stylu. June nie znosiła nadmiaru, nie chciała, żeby czegoś było za dużo. Nagminnie zakładała koszule dziadka i łączyła je z eleganckimi spodniami, uzupełniając pięknym paskiem w talii i dużą bransoletką od Hermèsa, którą zresztą odziedziczyłam. Bardzo różnimy się, jeśli chodzi o włosy – moje są rozwichrzone i długie, a ona zawsze nosiła krótką i starannie wystylizowaną fryzurę. Jako 60-latka wciąż wykonywała swój zawód – nawet wtedy, gdy przyszłam na świat, a ona została już babcią. Mam jej zdjęcie z magazynu z 1989 roku. Wisi u nas w łazience wśród innych rodzinnych fotografii i niezmiennie rozwesela naszych gości.

chylak-monica-4
Zobacz torebkę
chylak-monica-5

M.V.H.: Czy jako dziennikarka modowa zawsze marzyłaś o przeprowadzce nad Sekwanę?

M.A.: To, że mieszkam w Paryżu, na pewno przydaje się w mojej pracy. Zresztą mój mąż jest paryżaninem. Mimo że pochodzę z anglojęzycznej części Kanady, w bardzo młodym wieku nauczyłam się języka francuskiego – i pomyślałam, że powinnam to wykorzystać. Uwielbiam Paryż, jest przepiękny. Jako estetka lubię być otoczona pięknem, sprawia mi to radość. Ludzie myślą, że Francuzi są niemili, ale wydaje mi się, że są po prostu szczerzy. Rzeczywiście potrafią być niemili, jeśli jednak stawi się temu opór, można się do nich przebić. Doceniam ich joie de vivre [radość z życia – red.] oraz dbanie o równowagę między życiem zawodowym i osobistym. A także ich szacunek dla branży kreatywnej, zwłaszcza w porównaniu do pewnych środowisk w Ameryce Północnej. We Francji sztuka jest doceniana tak samo jak moda. To tutaj duży biznes. Więc jeśli pracujesz w jednej z tych branż, dobrze jest być w Paryżu.

M.V.H.: Czy twój styl zmienił się, odkąd zamieszkałaś we Francji?

M.A.: Zawsze ubierałam się dość minimalistycznie, prosto. Doceniam trendy – nie ma nic złego w ubieraniu się, tak jak one podpowiadają, ale nigdy się na nich nie skupiałam. Wolę wybierać to, co pasuje mi osobiście.

M.V.H.: Jedną z tych rzeczy jest torebka Chylak.

M.A.: Tak, uwielbiam piękne, neutralne kolory tych torebek, można je nosić do wszystkiego. Ogromnie doceniam też, że są przyjazne środowisku.

chylak-monica-6
chylak-monica-7
Zobacz torebkę

M.V.H.: Gdy mieszkałaś w Londynie, wspólnie z influencerką Camille Charrière wypuściłaś podcast „Fashion: No Filter”. Czy planujesz wrócić do podcastowania?

M.A.: Ludzie się śmieją, że każdy ma teraz podcast. Ale w 2016 roku, gdy wpadłyśmy na ten pomysł, panowała inna sytuacja. Zdaje się, że nie było wtedy innego dużego podcastu o branży modowej. Obie byłyśmy fankami radia, a ja dodatkowo uczyłam się produkcji radiowej na studiach dziennikarskich. Byłam podekscytowana naszym pomysłem – przeprowadzałyśmy wywiady z najważniejszymi postaciami świata mody, odkrywałyśmy, co ich motywuje. W ostatnim sezonie naszymi gośćmi byli m.in. Loïc Prigent, reżyser filmów dokumentalnych, które analizują świat mody, oraz Alexandre de Betak, producent największych pokazów mody na świecie. Robiłyśmy wywiady z ludźmi, którzy nas interesowali – nie było to przedsięwzięcie biznesowe, lecz dziennikarskie. Gdybyśmy miały zaczynać raz jeszcze, musiałybyśmy się zastanowić, jak na tym zarobić, bo produkcja podcastu zajmuje bardzo dużo czasu. Spędziłyśmy przy tym projekcie trzy lata. Musiałyśmy zrobić przerwę, by skupić się na innych wyzwaniach.

M.V.H.: Osiem miesięcy temu zostałaś matką. Czy był to jeden z powodów, dla którego zrobiłaś sobie przerwę?

M.A.: Szczerze mówiąc, myślałam, że zajmowanie się dzieckiem będzie znacznie trudniejsze, niż jest. To doświadczenie bardzo wzbogaca moje życie! Ale mam wyjątkowe szczęście, bo moja córka Mia ma tu dostęp do wspaniałej opieki – we Francji są niesamowite żłobki – więc mogę zachować równowagę między pracą a macierzyństwem.

M.V.H.: Czy macierzyństwo zmieniło twoje poglądy na życie?

M.A.: Jeśli już, to sprawia, że chcę pracować jeszcze ciężej, by móc dać córce wspaniałe życie. Ciężka praca i zajmowanie się tym, co kocham, sprawia, że jestem lepszą matką, bo nie wykańcza mnie opieka nad Mią przez 24 godziny na dobę. Gdy wracam do domu, cieszę się na jej widok i mogę być matką obecną w 100 procentach.

chylak-monica-1
Zobacz produkt
chylak-monica-9

M.V.H.: Kilka miesięcy temu napisałaś świetny artykuł dla brytyjskiego „Vogue’a” o byciu influencerem podczas pandemii, w ramach którego rozmawiałaś z paroma osobami o tym, co wypada zamieszczać, a co nie. Czy czułaś się w porządku, spokojnie kontynuując pracę, gdy zaczęła się pandemia?

M.A.: Podczas pierwszego lockdownu wiele osób straciło zatrudnienie, więc – z finansowego punktu widzenia – promowanie produktów wydawało się wtedy raczej niestosowne. Ale influencerem można być na różne sposoby. Jest podstawowe „ja zakładam, ty kupujesz” i wszyscy bierzemy w tym udział. Ale jest też prawdziwe oddziaływanie: na sposób myślenia, sposób życia. To jest coś, co istnieje od zawsze. Z tą tylko różnicą, że teraz wszyscy jesteśmy przyklejeni do naszych telefonów. Nie wydaje mi się, żeby nie było już miejsca dla influencerów. Wręcz przeciwnie – mamy wielkie szczęście, dysponując technologią, która nas łączy. Sednem tego artykułu było spojrzenie na to, jak oddziaływaliśmy na siebie w tamtym konkretnym momencie.

M.V.H.: W jaki sposób możesz używać swojej platformy, swojego zasięgu, by robić coś więcej, niż tylko promować produkty?

M.A.: Można promować pracę kreatywną, która w innym wypadku pozostałaby w cieniu. Można oferować inny sposób patrzenia na różne sytuacje. Instagram to medium jak każde inne. Jeśli ci się poszczęściło i masz duży odbiór, to ty decydujesz, jak go użyć. Choć aktywizm może się obrócić przeciwko tobie. Musimy bardzo uważać, by nie poczuć się zbawcami świata, gdy zamieszczamy link na zbiórkę dla Afganistanu – co zresztą sama zrobiłam, bo nie wiedziałam, jak zareagować, gdy talibowie przejęli tam władzę. Zamieszczałam też linki do akcji charytatywnych, które wcześniej sprawdziłam, żeby mieć pewność, że nie są fejkami. Ważne, by nie uważać się za wspaniałą osobę tylko dlatego, że zrobiło się coś altruistycznego. Niektórzy w ogóle nie chcą tak postępować – i ja to szanuję. Funkcjonują w mediach społecznościowych dla swojej sztuki i kreatywności, i to też jest okej. Ale jeśli masz dużą platformę, warto czasem zapytać samego siebie: „Czy mogę jakoś pomóc w inny sposób, niż tylko sprzedając modę?”.

M.V.H.: Więc im większa platforma, tym większa odpowiedzialność?

M.A.: Tak, ale i tu powinniśmy uważać. Wiele osób oczekuje od influencerów, że staną po którejś ze stron w różnych światowych konfliktach, mówiąc np. „Jestem z Palestyną”. I jeśli tego nie powiesz, to znaczy, że jesteś anty – zresztą zawsze okaże się, że „jesteś z nami lub przeciwko nam”. Nie chcę mówić, że jestem z Palestyną, ale nie chcę też mówić, że nie jestem. Po prostu nie zamierzam wygłaszać swojego zdania na temat najbardziej skomplikowanego konfliktu we współczesnej historii. To nie moja rola. Jestem wykształcona, ale nie znam wszystkich szczegółów tej konkretnej sprawy, czytam po prostu gazety jak każdy inny. Są chwile, gdy postanawiam, że nie wypowiem się na jakiś temat, i przykro mi, że ludzie nie potrafią tego zrozumieć.

Ulubione miejsca Moniki w Paryżu

  1. Cafe de La Mairie w 6-tej dzielcy, naprzeciwko kościoła St Sulpice, idealne na kawę lub drinki z przepięknym widokiem
  2. Le Maquis on Rue des Cloys bistro w 18-ej dzielnicy, przepyszne i intymne
  3. Le Mary Celeste w dzielnicy Marias, wspaniałe miejsce na randkę ze świetnymi drinkami i przekąskami w barze
  4. Le Bon Marche w 6-ej dzielnicy, to miejsce na zakupy Twoich marzeń pod jednym dachem
  5. Le jardin du Luxembourg na najpiękniejsze, jesienne spacery
Czytaj dalej
Ramya Giangola
Rozmowy
Najlepsza rada to mieć oczy otwarte, nie oceniać ani nie unikać patrzenia na rzeczy, które nie są w twoim stylu, ponieważ właśnie w ten sposób możesz udoskonalić swój gust.
Close navigation