Ramya Giangola

Tekst: Maja Von Horn
Zdjęcia: Bliss Braoudakis
Jedną z najważniejszych lekcji z pandemii jest to, że możemy robić więcej mniejszymi środkami. Nie powinniśmy o tym zapominać – mówi Ramya Giangola, założycielka agencji consultingowej dla branży mody Gogoluxe i mistrzyni łączenia stylu kalifornijskiej bohemy z nowojorską elegancją.


Maja von Horn: Czy miejsce, w którym dorastałaś, miało wpływ na twoje wybory zawodowe?
Ramya Giangola: Wychowywałam się w południowej Kalifornii, niedaleko plaży w hrabstwie Orange. Dorastanie w swobodnym, niezobowiązującym otoczeniu sprawiło, że zaczęłam szukać bardziej miejskiej ścieżki – estetycznie łaknęłam czegoś przeciwnego. Moi rodzice są lekarzami, oczekiwano ode mnie, że pójdę w ich ślady. Szybko zdałam sobie jednak sprawę, że bycie lekarzem nie jest moją przyszłością, i podjęłam kroki w kierunku kariery… prawniczej. Jednak w momencie, gdy miałam rozpocząć studia, przyjrzałam się sobie na poważnie. Zrozumiałam, że wcale nie chcę być prawnikiem – marzyłam o karierze w branży mody. Miejsce, w którym dorastałam, pomogło mi uświadomić sobie, czego nie chcę, a z kolei dzięki temu mogłam odkryć, co chciałabym zrobić ze swoim życiem.
M.V.H.: Jak narodził się pomysł na Gogoluxe – agencję zajmującą się doradztwem w zakresie mody, która pomaga luksusowym sklepom znaleźć młode talenty oraz wschodzące marki, i odwrotnie – początkującym projektantom pomaga dotrzeć do kupców?
R.G.: Podczas studiów MBA w Paryżu poznałam kobietę, która zmieniła moje życie. Powiedziała, że jej praca polega na podróżowaniu po świecie jako scout, spotykaniu twórców, artystów i projektantów, a następnie przedstawianiu ich handlowcom, którzy będą sprzedawać ich projekty w swoich sklepach. Płacono jej za oko, bo można było na niej polegać – wyszukiwała najlepszych i najbardziej utalentowanych ludzi z całego świata. Założyłam więc własną firmę consultingową, której rodowód był zasadniczo taki sam: współpraca z luksusowymi koncernami w poszukiwaniu najlepszych i najnowszych talentów we wszystkich kategoriach mody i stylu życia. Poszliśmy nawet o krok dalej – razem z koncernami pozyskiwaliśmy marki, opracowywaliśmy strategię sprzedaży, merchandisingu i kupna, tworzyliśmy pop-upy oraz animowaliśmy i kierowaliśmy ruch do sklepów. W ciągu ostatnich kilku lat dodaliśmy kolejny poziom do naszych usług: bezpośrednią pracę z markami w zakresie rozwoju kolekcji, kierunku kreatywnego, rozwoju biznesu i strategii sprzedaży detalicznej. Odkrywanie talentów z odległych miejsc oraz możliwość wspierania ich w rozwijaniu wizji i udostępnianiu kolekcji na całym świecie to niebywale satysfakcjonująca praca.
M.V.H.: Co trzeba zrobić, by znaleźć prawdziwy talent?
R.G.: Najważniejsze, by osoba i produkt, który stworzyła, były autentyczne. Skąd pochodzą, jakie są ich korzenie, jaka jest ich wizja? Ważne jest również to, czy wnoszą do naszej kultury coś znaczącego, przemyślanego, wyjątkowego i świadomego.
M.V.H.: Co najbardziej lubisz w swojej pracy?
R.G.: Uwielbiam to, że mogę podróżować po świecie i poznawać ludzi z różnych środowisk. To naprawdę przywilej, że mogę wspierać młode talenty i umożliwiać im start u naszych partnerów handlowych.
M.V.H.: Mieszkałaś w Nowym Jorku przez prawie 20 lat, ale jakiś czas temu przeprowadziłaś się z powrotem do Los Angeles. Dlaczego postanowiłaś opuścić Wschodnie Wybrzeże?
R.G.: Mieszkałam w Nowym Jorku dość długo i oboje z mężem byliśmy już gotowi na zmianę. Zawsze będę kochać Nowy Jork – nie byłabym tym, kim jestem, bez czasu, który tam spędziłam, i bez zdobytego tam doświadczenia, ale Zachodnie Wybrzeże wzywało. Gdy przyjechaliśmy do Los Angeles, miasto przeżywało kulturowy renesans, który zresztą – poza przerwą związaną z COVID-19 – trwa nadal. Jako scout i ktoś, kto szuka niesamowitych, utalentowanych innowatorów, czułam, że nadszedł właściwy czas, by wrócić i wesprzeć tę społeczność twórców. Ale Nowy Jork zawsze pozostanie w moim sercu – brakuje mi wielu rzeczy związanych z tamtejszym życiem. Nie mogę powiedzieć, że wolę jedno miasto od drugiego, to jak wybór między dwójką dzieci. Uwielbiam Nowy Jork za zgiełk, energię i romantyczną wizję, a Los Angeles – za światło, wzgórza i sushi!
M.V.H.: Opowiedz o swoim nowym projekcie El Vino. Co sprawiło, że zaangażowałaś się w branżę winiarską?
R.G.: Wszystko zaczęło się od wspólnej pasji czterech przyjaciółek z branży mody. Marzyła nam się marka wina założona przez kobiety, która będzie połączeniem kreatywnej estetyki i – oczywiście – wspaniałego trunku. Odkryłyśmy przepiękny region Valle de Guadalupe w Baja Mexico, gdzie swoją siedzibę ma nasz partner winiarski, i tak narodziło się El Vino. Nasza koncepcja polega na tym, że wprowadzając na rynek kolejny produkt, będziemy współpracować z innym artystą, by stworzyć unikalne etykiety oraz kolekcję przedmiotów towarzyszących. Naszą pierwszą współpracowniczkę, artystkę LRNCE, odkryłam, gdy byłam w Marrakeszu pod koniec 2019 roku. Jej sztuka i twórcza wizja idealnie oddają ducha El Vino. Naszym celem jest stworzenie społeczności osób o podobnych poglądach inspirowanych wspólnymi spotkaniami, kontaktami, sztuką, kulturą i zabawą.
M.V.H.: Słyniesz z niesamowicie eklektycznego stylu. Jak kształtowało się twoje wyczucie mody?
R.G.: Dorastałam w indyjskiej rodzinie – z mamą i ciotkami oraz w otoczeniu ich wspaniałych jedwabnych sari i biżuterii. To było bardzo inspirujące oglądać, jak ubierają się na przyjęcia – na pewno wywarło to duży wpływ na moje wyczucie koloru. Mój styl ewoluował przez lata. Czuję, że w tym momencie posiadam już pewien uniform – eklektyczny, ale jest. Projekty Phoebe Philo dla Céline również w dużym stopniu ukształtowały mój styl.
M.V.H.: Co jest teraz podstawą twojej garderoby?
R.G.: Sukienki Vita Kin and Kika Vargas, kaftany od Pippy Holt, koszyki i buty od Loewe, dzianiny od The Row i dawnej Céline [za czasów Phoebe Philo – red.] oraz torebki Chylak. Uwielbiam ich ponadczasowy szyk, są jednocześnie bardzo dobrze wykonane i użytkowe. Pasują do mojego eklektycznego stylu.
M.V.H.: A skąd czerpiesz wnętrzarskie inspiracje?
R.G.: O rany, to trudne pytanie! Jesteśmy w trakcie budowy nowego domu i obecnie mam obsesję na punkcie wnętrz. Uwielbiam prace Kelly Wearstler, ale też Studia Lowsheen i Amber Interiors. Aby zdobyć codzienną porcję wnętrzarskich inspiracji, śledzę Studios Como, bardzo też cenię styl Atheny Calderone.
M.V.H.: Jaką radę dałabyś młodym ludziom, którzy chcieliby wyrobić sobie oko?
R.G.: Najlepsza rada to mieć oczy otwarte, nie oceniać ani nie unikać patrzenia na rzeczy, które nie są w twoim stylu, ponieważ właśnie w ten sposób możesz udoskonalić swój gust. Podróże, spotkania i rozmowy z ludźmi to także bardzo dobry sposób na wyrobienie sobie oka. W świetnym stylu nie chodzi o cenę, tylko o autentyczność i bycie wiernym sobie.
M.V.H.: Czy coś ważnego zmieniło się w branży mody po ponad półtora roku trwania pandemii?
R.G.: Jedną z najważniejszych lekcji jest to, że możemy robić więcej mniejszymi środkami. Mimo braku możliwości podróżowania czy dostępu do tych samych materiałów co wcześniej, marki nadal były w stanie myśleć kreatywnie i marzyć na różnych poziomach. Mam nadzieję, że nie zapomnimy, przez co przeszliśmy, i będziemy pamiętać, jak ważna jest ludzka więź. Choć teraz wszyscy ekscytujemy się powrotem do spotkań towarzyskich, podróżowania i zabawy, powinniśmy postępować w sposób uważny i przemyślany, a nie wskakiwać znów w chomikowy kołowrotek cyklu mody non stop, produkując coraz więcej i coraz szybciej. Działać mądrzej za mniej – to ważna lekcja, którą powinniśmy zapamiętać.
Ulubione miejsca Ramji

